poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Dzień Ziemniaka

Mieszkańcy Elviren od kilku miesięcy przygotowywali się na ten dzień. Nad miastem unosił się zapach świeżo upieczonego chleba, na ulicach stały stragany z jedzeniem i piciem, a z przepełnionych worków obok każdego z nich wysypywały się ziemniaki. Największe tłumy przewijały się przez Plac Główny, ustrojony kolorowymi girlandami oraz ziemniakami.
To właśnie dziś mija tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt jeden lat od kiedy królestwu, z początku małemu i nic nie znaczącemu, nadano nazwę. Od tego czasu, co roku dwudziestego maja, świętowany jest Dzień Elviren.
Każdy taki dzień jest podsumowaniem zbiorów plonów, które odbyły się poprzedniego roku. Tym razem motywem przewodnim były ziemniaki, które zeszłego lata przyniosły najobfitsze plony.
Prawie na każdym stoisku można było natknąć się na potrawy z ziemniaków, przyrządzone na najróżniejsze sposoby.
- Jest to jedna z nielicznych uroczystości, jakie obchodzone są w kraju. W ciągu lat, o wielu z nich zapomniano, ponieważ fundusze w królewskim skarbcu nie pozwalały na ich odpowiednie świętowanie. Dopiero po kilkunastu latach, kraj powrócił do dawnej świetności i dzisiejszy dzień może być obchodzony tak hucznie, jak za czasów, gdy krajem rządziła dynastia Arquienów. Mieszkańcom Elviren wiele lat zajęło pogodzenie się ze zmianami, jakie nastały po tragicznej śmierci ostatnich członków rodu. Dziś nikt już o tym nie mówi, a wydarzenia sprzed osiemnastu lat wspominane są tylko raz w roku, dwudziestego szóstego listopada.
- Ty jednak wspominasz o tym dzisiaj. - Z słuchającego tłumu wyłoniła się dziewczyna, przerywając starszemu mężczyźnie opowieść.
Na jarmarku z okazji Dnia Elviren kręciło się wielu opowiadaczy i pieśniarzy, którzy chcieli zdobyć rozgłos, opowiadając historie o fantastycznych stworzeniach i ludziach. Ten człowiek przywołał jednak historię prawdziwą, która wciąż wywierała to samo wrażenie, jakby to działo się wczoraj.
- Wszyscy zginęli? - Zainteresowana opowieścią dziewczyna zwróciła się do starca.
- Tak - odpowiedział. - Chociaż... chodzą pogłoski, że córka pary królewskiej przeżyła i kiedyś powróci, aby zasiąść na tronie jako prawowita spadkobierczyni.
Na te słowa ludzie, słuchający mężczyzny, obruszyli się. Z ich szeptów dało się usłyszeć, że wzięli starca za szalonego.
- Przeżyła? To niemożliwe, przecież wszyscy zostali zasztyletowani. - Głos zabrał ktoś z tłumu.
- Nie możemy być pewni czy dziecko żyje, tak samo jak nie możemy być pewni, czy faktycznie umarło - powiedział na podsumowanie mężczyzna, wstając z kamiennych schodów i dając tym samym znak, że jego opowieść została zakończona.
Tłum powoli zaczął się rozchodzić. Dziewczyna przepchnęła się przez ludzi, aby dogonić starca.
- Dziecko naprawdę mogło przeżyć?
Mężczyzna, słysząc jej głos, zatrzymał się i obrócił w jej kierunku. Dopiero teraz zauważyła, że jego stopy były bose, a szata sięgająca do kostek, postrzępiona.
- A ty jak myślisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym zniknął w tłumie, kręcącym się po placu.
Dziewczyna bezskutecznie próbowała znaleźć go wzrokiem, ale zamiast starca, jej oczy natrafiły na niewielki stragan z bronią. Uwagę dziewczyny przykuł duży, ręcznie ozdabiany łuk, leżący na stoliku sprzedawcy.
- Ile za ten łuk? - zapytała, podchodząc do kupca.
- Dla tak pięknej dziewczyny za dwadzieścia sztuk złota. - odpowiedział, chcąc zdobyć klienta pochlebstwami, jak każdy w tym mieście.
- Aż tyle? - Oburzyła się. - Mogę dać piętnaście.
- Dziewiętnaście i dorzucę strzały.
- Siedemnaście. Nie mam więcej. - Opróżniła kieszenie swojej peleryny, pokazując kupcowi.
Mężczyzna zastanowił się chwilę, mierząc dziewczynę wzrokiem, po czym odpowiedział:
- Niech jest, ale bez strzał. - Wymówił to takim tonem, jakby był zły sam na siebie, że tak łatwo zgodził się na tę transakcję.
- Dziękuję -  odezwała się, zabierając łuk.
- A idź do diabła - rzucił cicho sprzedawca na pożegnanie.
Dziewczyna przewiesiła nowo nabyty przedmiot przez ramię i czym prędzej udała się w stronę domu. Była to niewielka drewniana chatka w lesie, dwadzieścia minut drogi z Placu Głównego, gdzie właśnie odbywał się jarmark z okazji Dnia Elviren.
- Farya, to ty? - Z głębi chaty wydobył się przytłumiony damski głos.
Z pomieszczenia, którym była spiżarnia, wyłoniła się starsza kobieta w szarym fartuchu i ciemnozielonej spódnicy sięgającej do kostek. Jej twarz była blada, a włosy splecione w brązowy warkocz, w którym z roku na rok przybywało białych pasemek.
- Co to jest? - spytała ponownie kobieta, podchodząc bliżej dziewczyny i wskazując na przedmiot trzymany w jej rękach.
- Łuk - odpowiedziała niepewnie Farya.
Dziewczyna, widząc minę ciotki, wiedziała, że będzie ona zła z powodu tego zakupu.
- Przecież masz już jeden. Po co ci kolejny? - odezwała się groźnie kobieta, a gdy nie usłyszała odpowiedzi zdała kolejne pytanie: - Kupiłaś zioła?
Zmieszana Farya spuściła wzrok, karcąc się w myślach za swoją pamięć lub jej brak. Kiedy dotarła do miasta pamiętała, aby kupić to, o co prosiła ją Lucia, ale zamęt, trwający podczas Dnia Elviren, sprawił, że zapomniała, po co tam przyszła.
- Zapomniałam - odpowiedziała cicho.
Lucia nerwowo wypuściła powietrze z ust, zamykając przy tym na chwilę oczy. W końcu odezwała się, przerywając ciszę:
- Zanieś swoje rzeczy na górę i przyjdź coś zjeść.
Dziewczyna pobiegła schodami na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się dwa pomieszczenia. W jednym z nich spała Lucia, a w drugim urządziła się Farya.
Pokój dziewczyny, tak jak cały dom, był niewielki. Na wprost drzwi znajdowało się okno, a tuż pod nim położona była drewniana skrzynia. Farya rzuciła swoje rzeczy na łóżko stojące pod ścianą po prawej stronie i otworzyła skrzynię, z której wyjęła kołczan i strzały.
- Dokąd idziesz? - zapytała Lucia, widząc czarnowłosą dziewczynę, kierującą się w stronę wyjścia.
- Muszę wypróbować nowy łuk - odpowiedziała pośpiesznie.
- A obiad? Najpierw coś zjedz - rozkazała kobieta.
Na stole przygotowane były dwie miski, z których unosiła się para, niosąca zapach zupy. Na piecu natomiast stał garnek, w którym ugotowane ziemniaki czekały na podanie do stołu.
- Nie jestem głodna - rzuciła dziewczyna, zakładając swoją pelerynę.
Chwyciła w rękę łuk i skórzany, gdzieniegdzie przedarty, kołczan.
- Farya, wracaj! - krzyknęła za nią Lucia, ale ona zatrzasnęła za sobą drzwi i pobiegła w głąb lasu.

***

Po lesie roznosił się odgłos szczekających psów, za którymi podążali królewscy jeźdźcy. Od kilku lat, tradycją stały się coroczne polowania organizowane w Dzień Elviren. Król Hans zawsze osobiście wybierał się wraz z członkami wysokich rodów na łowy do najbliższego lasu. Jednak tym razem Hans nie mógł pozwolić sobie na przyjemności z powodu nawarstwiających się spraw państwowych. Za to w zastępstwo posłał on swojego syna, księcia Williama. Chłopak chętnie uczestniczył we wszelkich polowaniach, przybywając zawsze z pokaźnym łupem.
Psy podjęły trop i od kilkunastu minut podążały za zapachem zwierzyny. Wielki jeleń nie dawał za wygraną i po chwili zniknął jeźdźcom z pola widzenia. Psy za to wciąż gnały przed siebie, mając za przewodnika jedynie swój nos.
Po nieudanej próbie uchwycenia dzikiej zwierzyny, William zeskoczył z konia, dając tym samym znak, że czas na przerwę.
- Zrobimy tu postój - chłopak zwrócił się do swoich poddanych.
Pozostali jeźdźcy poszli w ślad za nim, przywiązując konie, aby w razie spłoszenia nie uciekły.
William oparł się o jedno z drzew, przy którym uwiązał swojego białogrzywego konia, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Nagle w oddali zauważył lekko poruszając się gałęzie. Z początku myślał, że to tylko podmuch silniejszego wiatru, ale dzień był bezwietrzny, a liście wciąż delikatnie szeleściły.
- Dokąd idziesz, panie? - zwrócił się do księcia jego giermek, Dickon.
Chłopak, biorąc swój łuk do ręki, odpowiedział:
- Zaraz wracam.
William ostrożnie zbliżał się do celu, trzymając w gotowości strzałę. Miał nadzieję, że za drzewem znajdzie długo tropionego jelenia. Napiął cięciwę i szybkim ruchem wychylił się zza pnia. W ostatniej chwili powstrzymał swoją dłoń przed wypuszczeniem strzały. Ku jego zdziwieniu, zamiast jelenia, znalazł dziewczynę, na oko niewiele młodszą od niego. Czarnowłosa trzymała napięty, wycelowany w niego łuk. Oboje stali przez chwilę w milczeniu, mierząc w siebie swoje bronie. W końcu, jako pierwszy, odezwał się chłopak:
- Kim jesteś?
- O to samo mogłabym zapytać ciebie - odpowiedziała mu dziewczyna, nadal nie opuszczając broni.
- Jestem Dickon. - Wypowiedział pierwsze imię, jakie wpadło mu do głowy.
Dziewczyna już otwierała usta, aby zdradzić mu swoje imię, ale w tym momencie tuż przy jej głowie z cichym świstem przeleciała strzała. Ewidentnie była ona wymierzona w Williama, który w porę to zauważył i sprawnie uniknął ataku. Nim chłopak spostrzegł, kto chciał się go pozbyć, przeciwnik został postrzelony w udo przez dziewczynę, która zaraz po tym uciekła przestraszona w głąb lasu. Chciał ją zatrzymać, ale musiał zająć się podejrzanym mężczyzną. Na szczęście, zraniła go jedynie w nogę, dzięki czemu zdrajca nie mógł mu się już wymknąć.
William chwycił zdrajcę za ramię, pomagając mu wstać z ziemi i pociągnął za sobą w stronę miejsca postoju królewskich łowców.
- Panie, wszystko w porządku? - odezwał się Dickon, spostrzegając księcia, ciągnącego za sobą rannego mężczyznę.
- Koniec polowania, wracamy do zamku - rozkazał William, przekazując strażnikom zdrajcę.
Jeźdźcy wsiedli na konie i czym prędzej pognali w stronę pałacu. Król Hans powinien jak najszybciej dowiedzieć się o zaistniałej sytuacji i natychmiast podjąć odpowiednie działania.

 
***

Farya wbiegła do domu, zatrzaskując za sobą drzwi i dokładnie je zamykając, jakby mężczyzna, którego postrzeliła w lesie, miał za nią przybiec i się zemścić. Pierwszy raz zaatakowała człowieka. Nie wiedziała, co nią wtedy kierowało. Nim zdążyła pomyśleć, jej ręka sama wypuściła strzałę, raniąc mężczyznę w nogę.
Cisza, jaka panowała w domu świadczyła o tym, że Luci nie ma w środku, co jeszcze bardziej potęgowało przerażenie dziewczyny. Jej ciotka prawdopodobnie wyszła do miasta po przyprawy, których ona zapomniała kupić. Pobiegła po schodach na górę i zamknęła się w swoim pokoju, czekając tam do powrotu Luci. Kobieta wróciła do domu godzinę później, sygnalizując swoje przybycie głośnym pukaniem do drzwi. Gdy Farya wpuściła ją do środka, Lucia chciała wygłosić jej kazanie na temat dzisiejszego zachowania dziewczyny, ale widząc jej przestraszony wzrok, zapytała tylko:
- Stało się coś?
Farya spuściła wzrok, po czym po policzku spłynęła jej pojedyncza łza.
- Ja... - mówiła, co chwila załamującym się głosem - postrzeliłam człowieka.

 
***

W ciemnych zamkowych lochach strażnicy pilnowali mężczyznę, który był odpowiedzialny za atak na księcia. Hans, gdy tylko dowiedział się o zaistniałej sytuacji, natychmiast kazał przyprowadzić zdrajcę do sali tronowej. Było to wielkie pomieszczenie, którego sklepienie podtrzymywały wysokie, masywne filary, ozdobione złotymi wzorami.
 Mężczyzna stanął przed obliczem króla, a ten wstał z tronu, pokonał trzy marmurowe schodki i podszedł do niego, uderzając go w twarz.
- Kto cię przysłał?! - krzyknął zdenerwowany Hans.
Wszystkiemu z oddali z uwagą przyglądał się William.
Zdrajca wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu, po czym odezwał się głosem przesyconym nienawiścią:
- To już koniec twojego panowania. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Wszyscy zginiecie.
Król chwycił go za szyję, sprawiając, że mężczyzna ledwo umiał oddychać. Zbliżył swoją twarz do jego i wysyczał:
- Kto cię przysłał?! - Hans ponowił pytanie.
- Król Henrik kazał przekazać pozdrowienia - odpowiedział mężczyzna.
Henrik Crispo - władca królestwa zza gór Szmaragdowych, Farandel, starszy brat zmarłej królowej Amberly z rodu Arquien. Za czasów panowania dynastii Arquienów oba królestwa, połączone małżeństwem, żyły w pokoju. Aż do dzisiaj, gdy jeden z ludzi Henrika próbował zabić pierworodnego syna władcy Elviren. Tej zniewagi Hans nie mógł zignorować.
- Odeślijcie Henrikowi jego głowę - wycedził przez zęby, zwracając się do strażników.
Ci podnieśli mężczyznę z podłogi, ponieważ miał on problemy z chodzeniem z powodu rany w jego udzie. Zdrajca, a właściwie szpieg Henrika, próbując wyszarpać się z objęć strażników, krzyknął, by Hans zdołał go usłyszeć:
- Mój pan przybędzie tu ze swoim wojskiem! Ciesz się tronem, póki jeszcze możesz!
- Zabierzcie go! - Król ponaglił strażników. - Williamie, podejdź tu. - Tym razem zwrócił się do syna.
Chłopak posłusznie wykonał jego polecenie.
- Żeby mi to było po raz ostatni - zagroził synowi.
Will nie miał pojęcia, o co rozchodzi się jego ojcu, ale nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, jego ojciec mówił dalej:
- Nie po to uczyłeś się władać bronią, aby później ratowała cię jakaś dziewczynka.
- Co w tym złego, że chciała pomóc? - Sytuacja zaczęła się zaostrzać.
Hans nerwowo krążył po sali tronowej.
- A gdyby jej tam nie było? Teraz zamiast ucinać mu głowę, szykowałbym twój pogrzeb?
Król wyraźnie był wyprowadzony z równowagi. Zawsze, gdy wydawało się, że wszystko zaczyna się układać, ktoś musiał to popsuć. Ledwo, co kraj wyszedł z kryzysu, a już musiał szykować się do wojny. Właściwie to nie wiadomo, czy szpieg mówił prawdę, może po prostu chciał zasiać niepokój i niepewność w sercu Hansa.
William chciał pomóc ojcu we wszystkich problemach, ale duma króla mogłaby ucierpieć na skorzystaniu z choćby najmniejszej pomocy, a przynajmniej tak sądził sam Hans.
Władca przez dłuższą chwilę bił się z myślami, ale w końcu podjął decyzję, która mogła mieć wpływ na dalsze losy królestwa. Wezwał do siebie swojego namiestnika, wydając mu rozkaz:
- Zbieraj wojsko, potrzebujemy rekrutów.

~~~

Właśnie zapoznaliście się z pierwszym rozdziałem, a zarazem ziemniakowym crossoverem. 
Pierwsza ziemniakowa część znajduje się tu, a kolejne wkrótce pojawią się tu i tu :)
Do następnego rozdziału!

10 komentarzy:

  1. Świetny pierwszy rozdział. Strasznie się wkręciłam w historię. Mam nadzieję że drugi rozdział będzie szybko. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Cieszę się, że Ci się podoba :)
      Rozdział drugi planuję dodać na koniec kwietnia. Zobaczymy co z tego wyjdzie xD
      Również pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Zagadka na dzisiaj: z czego będzie zadowolony każdy światopogląd?
    Z ziemniaków ;)))
    Obiecałam, że skomentuję dłużej pierwszy rozdział, prawda? Eh.
    Oczywiście dzień ziemniaka to genialne święto. Najlepsze w ciągu całego roku.
    Sytuacja z Faryą(?) i Willem tak bardzo przypomina mi pewną scenę z Once upon a time, serio, jakby żywcem wyjęte xd
    Biedna Farya, będzie się teraz obwiniać o postrzelenie osoby, która chciała kogś zabić na jej oczach.
    Jestem ciekawa, jaki wpływ będą miały słowa tego, no, poddanego króla Henrika. Zaczną się szykować na wojnę czy coś? Well, może być interesująco.
    Ale i tak ziemniaki wygrały.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko światopoglądy są zadowolone z ziemniaków xd
      Pierwotnie święto miało być inne, ale z powodu ziemniaków, które przyturlały się do mnie z innego opowiadania, powstał Dzień Ziemniaka.
      Owszem, ziemniaki zawsze wygrywają. Stwórzmy o nich osobną historię, to będzie hit internetów!
      Nawzajem!

      Usuń
  3. Yep, ziemniaki górą.
    Giermek Willa ma takie śmieszkowate imię, skąd pomysł? :)))
    Świętowanie dnia królestwa czcząc ziemniaki to świetny pomysł. Zróbmy tak kiedyś. Tylko najpierw skombinujmy królestwo.
    Will prawie umarł, Farya przechodzi kryzys egzystencjalny, a Henrik (mam przed oczami Evena bo Holm :))) szykuje się do wojny. Doprawdy świetny dzień dla królestwa.
    Liczę na więcej ziemniaków.
    Pisz szybciej! Mamy święta!! Prawie. Ale no. Nie ważne.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ziemniak!
      Jak zawsze sama wymyślam imiona :)))
      Ziemniaki to zawsze świetny pomysł na świętowanie. Zrobimy tak, koniecznie! Królestwo to akurat najmniejszy problem. Proponuję Szwecję (i króla Monsza).
      Dobrze wiesz, że dni wolne to nie najlepszy czas na pisanie. Robię wszystko oprócz tego, ehhh ://
      Nawzajem!

      Usuń
  4. WOOOF xD
    Jestem z ciebie taka dumna
    *Łzy wzruszenia*
    Moja mała Martynka poznaje świat bloggerów xD
    Nadal nie ogarniam tych twoich imion, ale myślę, że to przyjdzie z czasem
    Póki co pozdrawiam cię cieplutko
    Twój monsz
    Miszczuniunio
    Miszcz grania na gitarze
    Wirtuoz Altu
    Just Livia

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsze, co mi przyszło na myśl to to, że tytuł "Dzień Ziemniaka" wydaje się wydarty nie wiadomo skąd przy opowiadaniu, gdzie w prologu ktoś mordował ród królewski. Taki mindfuck, no ale nieważne, nieważne...
    Jak tak czytałam początek tego rozdziału, to widziałam kilka czynników, które są wspólne z moim "Królem", mianowicie królewskie dziecko, które nie wiadomo czy żyje, czy nie (nie wiem, czy walnęłam spoiler, może nie...). W każdym razie to ciekawe. Skoro minęło już kilkanaście lat, dziewczyna mogłaby wrócić i odzyskać, co do niej należy. Ach, te wojenne spiski, cud, miód, orzeszki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że ziemniaki będą się czasami pojawiać w tej historii. Dlaczego? To bardzo skomplikowane. Głównie dlatego, że lubię te warzywa, ale jest wiele innych powodów.
      Niestety odzyskać tron nie jest łatwo, szczególnie jeśli się nie wie, że można być do niego pretendentem.
      Jeszcze raz dzięki, że jesteś :)

      Usuń